Rozdział V
Wracam, po tak długim czasie, wracam do pisania. Dostawałam parę wiadomości typu "Co z moim blogiem? Czy dalej go piszę?". I właśnie, to skłoniło mnie do pisania dalej. Lira zaczyna swoje życie w Madrycie, więc pozna wiele nowych osób. Jak teraz to wszystko będzie wyglądać? Przekonacie się. :)
Madryt
Przyjechałam do Madrytu pod dom, który kupiliśmy z Mesem. Był przepiękny i ogromny, jednak część mnie wciąż pozostawała w moim domku nad Morzem Śródziemnym. Wyjęłam wszystkie kartony i torby, ktoś tu miał mi pomóc, ale wokół nie widziałam ani jednej żywej duszyczki. Nagle poczułam, że ktoś za mną stoi, odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą prześliczną, wyższą ode mnie Latynoskę.
- Hej, nazywam się Lily, ty jesteś zapewne Lira? Miałam pomóc ci osiedlić się w tym kochanym miasteczku.
Była to Lily, przepiękna narzeczona Sergio Ramosa, widziałam jej zdjęcia z nim w gazetach.
- Tak, to ja. Mam nadzieję, że nie sprawiam kłopotów? - zapytałam z delikatnym uśmiechem
- Nie, nie ma sprawy. Mes chciał znaleźć ci towarzystwo, a iż bardzo polubili się z Sergio, stwierdził, że ja będę idealna. Chociaż ty jesteś Cule z krwi i kości, chyba jakoś polubisz Madridistkę? - spojrzała na mnie z uśmiechem
- Pewnie, że tak. Szacunek przede wszystkim, hehehe. To jak, wchodzimy?
- Pewnie, pomóc ci w czymś?
- Hmmm...nie będę cię męczyć, wezmę torby, a z resztą jakoś Mes sobie poradzi. - zamknęłam bramę pilotem
Otworzyłam duże drzwi kluczem z breloczkiem z Barcelony. Weszłyśmy, zatrzymałam się i nie mogłam się napatrzeć. Wszystko był tak idealne, nowoczesne, dużo kwiatów i świec oraz jasne kolory.
- Prawie tak pięknie jak u mnie w Barcelonie. - zaśmiałam się do Lily
- Przyzwyczaisz, a tak poza tym, to jest tu wszystko na tip - top, mi się bardzo podoba. - odpowiedziała
- No, ale wiesz nie ma tu morza za oknem i plaży i nie widzę z tarasu Camp Nou.
- Marudzisz, Madryt jest naprawdę piękny.
- Jakoś muszę sobie poradzić, chcesz może kawy? Zrobiłam zakupy przed wyjazdem, oczywiście wszystkie produkty są ze stolicy Katalonii. - poinformowałam Latynoskę
- Chętnie się napiję. Najważniejsze, żebyś miała tu dobre towarzystwo. Musisz poznać resztę WAGs z Madrytu.
- Z chęcią bym to zrobiła, ale jak na dziś, to już mam lekko dość wrażeń. - wsypałam kawę do kubków i wstawiłam wodę w czajniku
- To zrozumiałe, zobaczysz spodoba ci się życie tu. - uśmiechnęła się i lekko objęła mnie za ramię
- Przepraszam, że sprawiam wrażenie niemiłej, ale ostatnio w moim życiu tak dużo się dzieje, poza tym przeprowadzka z Barcelony do Madrytu dużo mnie kosztowała. - wlałam wodę do kubków i przysunęłam kubek Lily
- Przecież ja wszystko rozumiem, nie martw się. - znów się uśmiechnęła, napiła łyka kawy i w tym momencie dostała smsa
- To Sergio, muszę się już zbierać, tu masz mój numer. - położyła kartkę na stole - Dzwoń kiedy zechcesz i już się tak nie zamartwiaj.
- Lily - zatrzymałam ją - Jeszcze raz przepraszam.
- Nie masz za co, a teraz muszę już lecieć. - wzięła swoją kurtkę i torbę, pomachała mi i wyszła
Zostałam sama w ogromnej willi, wyjęłam laptopa i zadzwoniłam na Skype'ie do Leo, odebrał od razu.
- Hej - odparłam sucho
- Co jest gwiazdko? Madryt nie przypadł do gustu?
- Nie o to chodzi, to piękne, dużo miasto i poznałam dziś bardzo miłą dziewczynę, ale tu jest tak inaczej, nie mam trzech kroków do ciebie i po prostu to nie jest Barcelona. - nagle w moich oczach pojawiły się łzy
- Ej, ej, bez łez. Będziemy się widzieć na treningach, a po nich też jestem do twojej dyspozycji, najważniejsze jest to, że masz tam Mesuta, a wszystko inne się ułoży. Zaufaj mi.
- Może będzie tak jak mówisz. Bardzo za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też, ale jutro się widzimy. - odparł Leo z uśmiechem
- Oczywiście, a teraz idź już spać, bo Pep będzie zły. Dobranoc, pa pa.
- Hahaha, no tak. Dobranoc Słoneczko. Pa.
Rozłączyłam się i nawet nie wiadomo kiedy zasnęłam na łóżku, w tych ubraniach i makijażu.
Teraz to tu będzie toczyć się moje życie...