sobota, 8 lutego 2014

Rozdział V


Wracam, po tak długim czasie, wracam do pisania. Dostawałam parę wiadomości typu "Co z moim blogiem? Czy dalej go piszę?". I właśnie, to skłoniło mnie do pisania dalej. Lira zaczyna swoje życie w Madrycie, więc pozna wiele nowych osób. Jak teraz to wszystko będzie wyglądać? Przekonacie się. :)

Madryt

Przyjechałam do Madrytu pod dom, który kupiliśmy z Mesem. Był przepiękny i ogromny, jednak część mnie wciąż pozostawała w moim domku nad Morzem Śródziemnym. Wyjęłam wszystkie kartony i torby, ktoś tu miał mi pomóc, ale wokół nie widziałam ani jednej żywej duszyczki. Nagle poczułam, że ktoś za mną stoi, odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą prześliczną, wyższą ode mnie Latynoskę.
- Hej, nazywam się Lily, ty jesteś zapewne Lira? Miałam pomóc ci osiedlić się w tym kochanym miasteczku.
Była to Lily, przepiękna narzeczona Sergio Ramosa, widziałam jej zdjęcia z nim w gazetach.
- Tak, to ja. Mam nadzieję, że nie sprawiam kłopotów? - zapytałam z delikatnym uśmiechem
- Nie, nie ma sprawy. Mes chciał znaleźć ci towarzystwo, a iż bardzo polubili się z Sergio, stwierdził, że ja będę idealna. Chociaż ty jesteś Cule z krwi i kości, chyba jakoś polubisz Madridistkę? - spojrzała na mnie z uśmiechem
- Pewnie, że tak. Szacunek przede wszystkim, hehehe. To jak, wchodzimy?
- Pewnie, pomóc ci w czymś?
- Hmmm...nie będę cię męczyć, wezmę torby, a z resztą jakoś Mes sobie poradzi. - zamknęłam bramę pilotem
Otworzyłam duże drzwi kluczem z breloczkiem z Barcelony. Weszłyśmy, zatrzymałam się i nie mogłam się napatrzeć. Wszystko był tak idealne, nowoczesne, dużo kwiatów i świec oraz jasne kolory.
- Prawie tak pięknie jak u mnie w Barcelonie. - zaśmiałam się do Lily
- Przyzwyczaisz, a tak poza tym, to jest tu wszystko na tip - top, mi się bardzo podoba. - odpowiedziała
- No, ale wiesz nie ma tu morza za oknem i plaży i nie widzę z tarasu Camp Nou.
- Marudzisz, Madryt jest naprawdę piękny. 
- Jakoś muszę sobie poradzić, chcesz może kawy? Zrobiłam zakupy przed wyjazdem, oczywiście wszystkie produkty są ze stolicy Katalonii. - poinformowałam Latynoskę
- Chętnie się napiję. Najważniejsze, żebyś miała tu dobre towarzystwo. Musisz poznać resztę WAGs z Madrytu.
- Z chęcią  bym to zrobiła, ale jak na dziś, to już mam lekko dość wrażeń. - wsypałam kawę do kubków i wstawiłam wodę w czajniku
- To zrozumiałe, zobaczysz spodoba ci się życie tu. - uśmiechnęła się i lekko objęła mnie za ramię
- Przepraszam, że sprawiam wrażenie niemiłej, ale ostatnio w moim życiu tak dużo się dzieje, poza tym przeprowadzka z Barcelony do Madrytu dużo mnie kosztowała. - wlałam wodę do kubków i przysunęłam kubek Lily
- Przecież ja wszystko rozumiem, nie martw się. - znów się uśmiechnęła, napiła łyka kawy i w tym momencie dostała smsa 
- To Sergio, muszę się już zbierać, tu masz mój numer. - położyła kartkę na stole - Dzwoń kiedy zechcesz i już się tak nie zamartwiaj.
- Lily - zatrzymałam ją - Jeszcze raz przepraszam.
- Nie masz za co, a teraz muszę już lecieć. - wzięła swoją kurtkę i torbę, pomachała mi i wyszła
Zostałam sama w ogromnej willi, wyjęłam laptopa i zadzwoniłam na Skype'ie do Leo, odebrał od razu.
- Hej - odparłam sucho
- Co jest gwiazdko? Madryt nie przypadł do gustu?
- Nie o to chodzi, to piękne, dużo miasto i poznałam dziś bardzo miłą dziewczynę, ale tu jest tak inaczej, nie mam trzech kroków do ciebie i po prostu to nie jest Barcelona. - nagle w moich oczach pojawiły się łzy
- Ej, ej, bez łez. Będziemy się widzieć na treningach, a po nich też jestem do twojej dyspozycji, najważniejsze jest to, że masz tam Mesuta, a wszystko inne się ułoży. Zaufaj mi. 
- Może będzie tak jak mówisz. Bardzo za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też, ale jutro się widzimy. - odparł Leo z uśmiechem
- Oczywiście, a teraz idź już spać, bo Pep będzie zły. Dobranoc, pa pa.
- Hahaha, no tak. Dobranoc Słoneczko. Pa.
Rozłączyłam się i nawet nie wiadomo kiedy zasnęłam na łóżku, w tych ubraniach i makijażu. 
Teraz to tu będzie toczyć się moje życie...





czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział VI

Pół roku później...

Z Mes'em spotykałam się dalej, dzieliły nas kilometry, ale raz w tygodniu spotykaliśmy się w Hiszpanii lub Niemczech. Dowiedziałam się dużo o nim, jest osobą bardzo wyrozumiałą i opanowaną, ja jestem raczej wybuchową. Różniliśmy się bardzo, ale mimo tego dogadywaliśmy się jak nikt, można było nas nazwać chyba parą. Co tydzień można było przeczytać w gazecie nagłówek "Lira i jej romans z niemieckim piłkarzem." Romans? To nie był romans, Mesut stał się moim całym światem, osobą bez, której ten świat dla mnie już się nie kręcił, już nie istniał. Nic nie mogło nas rozdzielić. Mieliśmy zamiar razem zamieszkać, ale teraz stało się to praktycznie niemożliwe. Od dziś byłam związana z Barcą...Wstałam o 9, zadzwonił do mnie prezes i powiedział, że ma ważną wiadomość. Ogarnęłam się i pojechałam szybko na Camp Nou. Czekali na mnie prezes i obecny trener FCB Pep Guardiola, mój ukochany trener... 
- Siadaj kochanie. - powiedział Pep i odstawił mi krzesło
- No to jaka ta wiadomość, bo raczej się spieszę. - powiedziałam chłodno siadając na skórzane krzesło
- Nie zajmiemy Ci dużo czas, przejdę od razu do tego co ważne. No, więc po wielu rozmowach z Pep'em chcielibyśmy Ci złożyć propozycję. Chcielibyśmy, żebyś został asystentką Pep'a i trenerką od sprawności fizycznej FC Barcelony, zrobiłaś wiele kursów przez ten czasu, jesteś doświadczona, a przede wszystkim mamy do Ciebie wielkie zaufanie. Oczywiście nie musisz podejmować decyzji od razu. - przekazał mi prezes z uśmiechem na twarzy
Zabrakło mi słów, nie wiem czy się cieszę czy jak, Boże co ja mówię zabrakło mi słów. Wyszłam nie odpowiadając. Weszłam na stadion, tam stał Leo Messi, rzuciłam mu się w ramiona, a łzy zaczęły spływać mi po policzku. Leo już wiedział o wszystkim, uśmiechnął się i powiedział:
- No to co mam mówić pani czy trenerko?
Znów zaczęłam płakać, spojrzałam na trybuny i pomyślałam, że mogę znów wrócić, że Camp Nou znowu może być moim domem. Wzięłam Leo za rękę i pobiegłam z powrotem do prezesa i powiedziałam cała zapłakana:
- Chcę tego, przyjmuję propozycję.
Pep i prezes byli wniebowzięci zaczęli mnie przytulać i cieszyć się razem ze mną.
Na drugi dzień Barca przedstawiła mnie w swoim zarządzie. Drugą część sezonu zaczynali już ze mną, znałam ich jak nikt każdego z zawodników, prowadziłam również szkółkę dla małych dziewczynek, która była moim pomysłem. O Mesucie nie zapominałam, dalej rozmyślaliśmy jak razem zamieszkać. Przed Mundialem pojawiła się kolejna kusząca propozycja, asystentka i trenerka od wytrzymałości fizycznej, ale tym razem w reprezentacji Niemiec seniorów, zgodziłam się, gdyż co to takiego raz na pół roku wyjechać z Barcelony na zgrupowanie. Mundial zakończyliśmy na 3 msc. Byłam z nich bardzo dumna, ale czekało nas jeszcze wiele ciężkiej pracy. Jednak po nim pojawił się jeszcze gorszy problem. Kluby zaczęły interesować się Mes'em. Z jednej strony Barcelona, a z drugiej Real Madryt. Mało wtedy rozmawialiśmy, widziałam, że Mesut ma mętlik w głowie. W końcu zdecydował, wybrał Real Madryt. Nie potępiłam jego decyzji, to on wybrał, ja kochałam go takiego jakim był, nawet jak Madridistę. Pod koniec lipca oboje przeprowadziliśmy się do Madrytu. Nie miałam żadnego problemu z dojazdami do Barcelony. Wszystko było ok, w końcu żyłam obok ukochanego, wróciłam na Camp Nou, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam jakie moje życie będzie trudne, Cule i Madridista przecież to absurd, dopiero teraz świat sprawdzi naszą miłość...

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział V


 Poznanie Mesut'a.

 Wróciłam do domu, ale czułam jak bym kawałek siebie zostawiła tam, w Bremen. Cały czas myślałam o brunecie, którego poznałam, o tym jak poruszał się na boisku i o tym czy ja się zakochałam?  Czy to w końcu było to na co tak długo czekałam? To chyba niemożliwe, nie no, przecież kocham tylko piłkę nożną, ale jednak nic nie dawało mi przestać o nim myśleć. Nagle usłyszałam dźwięk sms'a, serce zaczęło szybciej mi bić, a nogi były jak z waty. Podeszłam do komody, wzięłam telefon do ręki, tak to był on, to był Mesut. Szybko odczytałam treść wiadomości: "Witaj Veronico! Chyba mnie pamiętasz z meczu? :) Może masz ochotę jeszcze się kiedyś ze mną spotkać? :)", padłam przy komodzie, cały czas to czytałam i się uśmiechałam. Czułam się jak nastolatka, a przecież już nią nie byłam. Skończyłam 21 lat, zaczęłam układać swoje życie na nowo, a tu nagle bam! W końcu postanowiłam mu odpisać: "Pewnie, że pamiętam. :) Bardzo chętnie chciałabym się z Tobą spotkać, za tydzień będę w Niemczech. :) Może spotkalibyśmy się w Monachium? :) Nie jest to dla Ciebie problemem, żeby tam dojechać? :)", odpowiedział mi po pięciu minutach: "Nie, nie jest to żaden problem. To może środa za tydzień, o 15.30. na fontannie przy zamku? :) Wybierzemy się na jakąś kawę czy kolację? :)", wszystko mi się podobało, kochałam tą fontannę, przychodziłam tam jako dziecko, odpowiedziałam mu, że ok. :)

Tydzień później, Monachium

Ubrałam nową sukienkę , którą kupiłam, była zwiewna, do kolan, w kwiatki w kolorze delikatnego różu, a na nią kurtkę ze skóry, do tego baleriny, umalowałam się delikatnie, nigdy nie lubiłam mocnego makijżu, włosy rozpuściłam. Stał przy tej fontannie punktualnie. Ubrany był w dżinsy, koszulę w czerwono-czarną kratkę i vansy, włosy miał zaczesane tak jak zawsze. Odwrócił się i zobaczyłam jego piękne, duże, brązowe oczy. Poczułam motylki w brzuchu, serce znów zaczęło szybciej mi bić. Podszedł do mnie i wręczył mi fioletowego tulipana i odparł:
-Witaj. Pięknie wyglądasz. To taki mały podarunek dla ciebie. -uśmiechnął się
-Hej, dziekuję. Mój ulubiony kwiat. -również się uśmiechnęłam i chyba zarumieniłam
-To co kawa czy kolacja? - zapytał
-Wiesz nie przepadam za wystawnymi kolacjami. Proponuję spacer po stolicy Bawarii. -odparłam z rumieńcem
-Widzę, że ktoś ma takie podejście jak ja. Hehe. Spacer z tak piękną kobietą? Jak mógłbym odmówić?- Mesut również się zarumienił i wyciągnął ramię w moim kierunku
Złapałam go za nie. Jego głos był taki męski, perfumy miał zniewalające, nie mogłam przestać na niego patrzeć. 
Poszliśmy do parku tam rozmawialiśmy o piłce nożnej, o naszych klubach, aż w końcu temat zszedł na nasze pochodzenie. Dowiedziałam się, że Mesuta rodzina pochodzi z Turcji, ale jest już trzecim pokoleniem, które mieszka w Niemczech. Nagle strasznie się rozpadało. Mesut delikatnie mnie objął i uniósł nade mną kurtkę, którą niósł w ręku. Zatrzymaliśmy się pod płaczącą wierzbą.
-Nie zmarzałaś? -zapytał z troską
-Nie, zaopiekowałeś się mną jak najlepiej.- odparłam, teraz pewniej siebie
-Mogę ci to jakoś wynagrodzić?
-Chyba możesz. - teraz złapałam go ręką delikatnie za szyję, przysunęłam go do siebie, on objął jedną ręką mój policzek. 
Stało się, pocałowałam go, czułam się jak w siódmym niebie, to na niego tak długo czekałam, to z nim chciałam dzielić moje nowe życie. Po pocałunku oboje zaczęliśmy się uśmiechać do siebie, Mesut objął mnie i wtulił do swojego ramienia, deszcz przestał padać. Tak oboje podążaliśmy po Starówce, mieszkałam w centrum, więc odprowadził mnie do mojego rodzinnego domu. 
-Czym przyjechałeś? -zapytałam
-Samochodem, postawiłem go na Starówce. A jak ci się podobało? -zapytał z uśmiechem
-Bardzo, a szczególnie kiedy się rozpadało. - znów się zarumieniłam
-Chyba trzeba to kiedyś powtórzyć. Spotkamy się jeszcze?
-Na pewno się spotkamy. -pocałowałam go w policzek i weszłam do domu
Czułam, że podąrza za mną wzrokiem i w końcu poszedł po swój samochód. 
Na drugi dzień wróciłam do Barcelony, całą noc myślałam i wtedy już wiedziałam. Zrobię wszystko, żeby z nim być, to on jest tym jedynym, to on jest tym wyjątkowym.

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział IV

2009

Mecz Werderu Bremen

Weszłyśmy z Lolą na Weserstadion Brema. Mnóstwo kibiców, doping, a my nie wiem po co tu przyszłyśmy. Te pomysły mojej przyjaciółki. Zajęłyśmy miejsca w loży VIP'ów. Właśnie wtedy na stadion wychodzili zawodnicy. Mecz był bardzo ciekawy, mnie najbardziej ujął zawodnik z numerem 11, zaliczył dwie asysty. Po prostu niebywały. Werder wygrał 3-1. Kiedy chciałam już wyjść ze stadionu Lola nagle wymyśliła sobie, że idziemy poznać zawodników. "Czemu ona mi to wiecznie robi?! Ja chcę isć do domu!"-pomyślałam. No, ale się uparła i koniec. Zeszłyśmy na dół wszyscy nam się przyglądali, Lola jak zwykle olśniła ich urodą. Nagle wpadłam na kogoś, on złapał mnie i kiedy podniosłam głowę prawie co tam nie zemdlałam. Przede mną stał wyższy ode mnie chłopak. miał piękne, duże, czekoladowe oczy. Patrzyłam na niego i patrzyłam.
- Nic Ci się nie stało? - zapytał z troską
- Chyba nie. Przepraszam zagapiłam się. -odparłam z uśmiechem
- Nie masz za co, to ja powinienem raczej przeprosić, a tak w ogóle przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem Mesut, Mesut Özil.
- To ty! Zawodnik z numerem "11". Ja jestem Veronica, Veronica Armstrong, ale wszyscy mówią na mnie Lira.
- No nie wierzę. Stoi przede mną legenda damskiej piłki nożnej.
- Jaka tam legenda? Po prostu Lira, a w piłkę i tak już nie zagram. - znów ogarnął mnie smutek
- Hej! Spokojnie. Słyszałem o twojej kontuzji. Nie będę mówić, że będzie dobrze, bo sam nie lubię kiedy mówi ktoś tak do mnie. Na pewno możesz dalej być związana ze sportem. Poza tym akurat ty sobie poradzisz. Widziałam Cię w akcji parę razy.
- Oglądałeś moje mecze? Wow!
No i w tej chwili stanęła między nami Lola.
- No proszę proszę Lira złapała słynnego Mesut'a.
- Oj Lola przestań. Chodźmy już. - wtrąciłam się jej
- Już idziecie? Lira, a twój numer to można dostać czy nie? - zapytał Mes z lekkim rumieńcem
- Pewnie, że można. Proszę bardzo. - wręczyłam mu kartkę i pocałowałam lekko w policzek - Do zobaczenia. -szepnęłam
- Do zobaczenia. - odparł również szeptając.
Patrzył na nas kiedy odchodziłyśmy. Wracając do Barcelony cały czas czekałam na jego sms'a, ale to co miało stać się później, nigdy sobie tego nie wyobrażałam. "Czy poznałam właśnie faceta mojego życia?" Te pytanie wciąż
chodziło mi po głowie.

piątek, 22 marca 2013

III rozdział

Lata 2001-2009
Moje życie toczyło się dalej w Barcelonie w 2004 roku wyszłam w pierwszym składzie Barcy z numerem "7" i nazwiskiem Armstrong. Czułam jak ludzie na mnie patrzą ,był to mecz z Valencią ,wygrałyśmy 3-1 ,w tym ja zaliczyłam 2 bramki. Wtedy zrobiło się o mnie naprawdę głośno ,ale ja nigdy nie robiłam tego dla pieniędzy ,tylko dla pasji. Moim trenerem był Pep Guardiola ,to on zawsze mnie prowadził ,był dla mnie jak ojciec. Opiekował się mną ,a na treningach dawał najgorszy wycisk. Tak leciały lata...w 2006 r. poznałam Cristiano Ronaldo. Z moją przyjaciółką Dominiką wybrałyśmy się na mecz Manchesteru United ,Cris zaliczył na tym meczu hat-trick'a. Od razu chciałyśmy jego autograf ,pobiegłyśmy pierwsze po meczu i wtedy go zobaczyłyśmy. Przystojny Portugalczyk-wysoki ,dobrze zbudowany z pięknymi ,ciemnymi oczami ,ideał faceta. Dał nam autograf i jak się okazało w nim ,napisał swój numer. Zastanawiałam się długo co z tym zrobić ,aż w końcu napisałam. "Hej. To ja Veronica tej ,której dawałeś autograf. Co tam u ciebie?" ,długo czekałam na odpowiedź i nareszcie odpisał "Myślałem ,że nigdy nie odpiszesz. Tak poza tym myślałaś ,że nikt Cię nie pozna w tych ciemnych okularach ,od razu wiedziałem ,że to ty Lira.". Nie wiedziałam co odpisać i w ogóle zastanawiałam się nad tym czy na serio jestem już tak znana ,przecież ja tylko gram w piłkę nożną. Po długich namysłach nie odpisałam ,schowałam telefon do torebki i poszłam z Fatimire obejrzeć dom ,który miałam zamiar kupić. Była to ogromna willa w okolicach Barcelony z widokiem na Morze Śródziemne. Obejrzałam go był ogromny ,ale zawsze marzyłam o takim domu i postanowiłam go kupić. Wsiadając do samochodu ,zauważyłam ,że pojawiła się nowa wiadomość ,wzięłam telefon do ręki i odczytałam "Co tam w wielkim świecie siostra?" -od Billy (mój brat). Billy Joe od dziecka miał talent artystyczny ,grał na gitarze i pięknie śpiewał. Założył z swoimi kolegami zespół Green Day ,kiedy wyjechał do USA nasz kontakt trochę się urwał ,ale zawsze o nim pamiętałam. Odpisałam mu "W wielkim świecie?! Ja jestem w Hiszpanii ,a to ty jesteś w USA :)" ,za chwilę dostałam wiadomość "I tak już jesteś legendą ♥"
Marzec 2009 r. mecz z LA Galaxy
Wiedziałam ,że jest to mecz o wszystko i przede wszystkim było to stracie z moją odwieczną przeciwniczką Alex Green. Zaczęło się spokojnie ,później asysta Fatimire i bramka ,później kolejna ,trybuny wbiły się w szał ,a ja podbiegłam do Pepa. Przytulił mnie i podniósł ,była to 85 min. ,puchar był już nasz. Znów otrzymałam piękną piłkę i wtedy Alex wjechała we mnie ,upadłam na murawę i odruchowo złapałam się za plecy ,ból był nie do wytrzymania. Pamiętam tylko blask fleszy ,wyniesienie mnie z boiska i ,że Pep trzymał mnie za rękę. 2 miesiące trwały moje rehabilitacje ,jednak skutki były niewidoczne. 26 maja lekarz wystawił mi diagnozę naderwanie mięśnia odcinka lędźwiowego i byłam uradowana ,gdyż nie myślałam ,że to nic poważnego. 2 dni później znów wróciłam do lekarza pamiętam jego słowa jak dziś "Lira nie wiem jak Ci to powiedzieć ,ale...twoja kontuzja jest na tyle poważna...że...że...nie będziesz już mogła grać w piłkę nożną.". Wyszłam z gabinetu ,a w głowie miałam tylko zdanie "Nie będziesz mogła grać w piłkę nożną...". Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Crisa. Przyjechał natychmiast ,siedział u mnie długo. Przez te trzy lata byliśmy nie wiem jak to ująć taką jakby parą ,ale nie do końca. Na drugi dzień obudziłam się rano Crisa już nie było ,zostawił mi kartkę "Pojechałem do Madrytu ,trzymaj się Słonko ,później zadzwonię" ,wypiłam kawę ,umyłam się ,umalowałam ,ubrałam i pojechałam na Camp Nou zabrać swoje rzeczy z szatni. Czekali tam na mnie Victor ,Leo i Fatimire- to z nimi się przyjaźniłam ,dobry kontakt łączył mnie również z Fabregasem. Po prostu wszyscy mnie przytulili ,a ja nie chciałam niczego jak tylko wrócić do piłki ,ale nie mogłam i to był najgorsze. Pakowałam wszystko i wtedy wszedł Pep ,pocałował mnie w czoło i powiedział "Jesteś wielka i Barcelona jeszcze kiedyś o Tobie usłyszy". Przytuliłam się do niego ,aż w końcu wzięłam rzeczy ,włożyłam do bagażnika ,spojrzałam jeszcze raz na stadion i pomyślałam "Jeszcze tu wrócę" i odjechałam. W sobotę czekało mnie oficjalne pożegnanie z rep.Niemiec ,a w czwartek w Barcelonie. Nie pamiętam moich słów w ogóle ,ale głos mi się łamał ,a łzy spływały.

Po tym wszystkim słuch o mnie zaginął ,odcięłam się od świata ,siedziałam tylko w domu i patrzyłam w TV lub na morze. Ludzie do mnie dzwonili ,pisali ,a ja miałam to po prostu gdzieś. W końcu w czerwcu moja przyjaciółka Lola zabrała mnie na mecz Werderu Bremen i ten właśnie mecz wywrócił mój świat do góry nogami ,tam znalazłam coś co zaczęło trzymać mnie przy życiu...

sobota, 16 marca 2013

II rozdział

Mając 11 lat w Monachium poznałam parę moich przyjaciółek ,z którymi do dziś mam kontakt. Dominika została fotografką ,tak samo Victoria Tischler ,Victoria Hinz świetnie poradziła sobie w modelingu ,Lola (Jola)- foto-modeling. Moje przyjaciółki były jak prawdziwe dziewczyny ,lubiły się malować ,modnie ubierać ,a ja wolałam ubrać korki ,założyć dres ,zebrać włosy w kucyk i iść grać w piłkę z Bastianem. Kiedy miałam 8 lat ,a Basti 11 lat chcieliśmy przeżyć swój pierwszy pocałunek ,ale nie mieliśmy z kim ,więc stwierdziliśmy ,że zrobimy to ze sobą ,tak zabawny pomysł ,pamiętam tylko słowa Bastiego "Lirka zrób to jak na filmach" i tak zrobiłam ,nie było to tak przyjemne jak sobie wyobrażaliśmy :) Nasza przyjaźń trzyma się do dziś i nie wyobrażamy sobie bez siebie życia...
"La Masia"
Jadąc do Barcelony ,myślałam tylko o Camp Nou chciałam go zobaczyć ,czytałam o nim dużo i wyobrażałam go sobie jako takie koło całe bordowo-granatowe ,kiedy przyjechaliśmy pod stadion nogi się pode mną ugięły ,był ogromny i cudowny ,zabrakło mi słów by go opisać. Barca była moim spełnieniem marzeń ,to tam chciałam zawsze grać i tam chciałam stać się legendą. Weszłam na trening ,widziałam te oczy wszystkich ,jedni szeptali "To ona?" ,"To ta Lira z Monachium?" ,było tam wielu chłopaków ,a dziewczyn chyba z 10 ,moją uwagę przykuł Leo Messi ,był taki jak ja. Odludek ,nikt go nie rozumiał i żył tylko piłką nożną. Pokój dostałam z Fatimire Bajramaj ,ona była taka bardzo dziewczęca ,ale zawsze twierdziła ,że urodą ją powalam. Ja tak nie myślałam ,uważałam siebie za przeciętną ,moja mama zawsze była ode mnie piękniejsza. Poszłyśmy wraz z Fatimire na stołówkę ,kazała mi usiąść wraz z nią ,dosiadł się do nas Victor Valdes ,wysoki przystojniak z grubym głosem ,od razu mi się spodobał.
-Hej nazywam się Victor ,a ty to zapewne Lira?-zapytał z uśmiechem
Mi zabrakło słów ,ale zaraz pod stołem kopnęła mnie Fati.
-Przepraszam ,zagapiłam się. Nazywam się Veronica ,ale wszyscy mówią do mnie Lira.-odparłam z rumieńcem
-No ,więc jesteś Niemką?-znów zapytał
-Pół Niemką ,pół Angielką.-wtrąciła się Fati
-Masz piękne imię Veronico ,podobno Niemki nie powalają urodą ,ale ty przeczysz tym stereotypom.
-Ach dziękuję ,twoje też jest ładne i oboje mamy imiona na literę "V" hehe.-chyba znów się zarumieniłam
-Czyli coś nas łączy. Może chciałabyś przejść się ze mną na spacer popołudniu ,pokazałbym ci okolicę.
-Ammm...hmmmm. Wiesz co dziś to nie wiem ,ale chyba nie ,gdyż muszę pogadać z Leo.-wstałam i złapałam za ramię Leo Messiego i wyszliśmy.
Zachowałam się jak idiotka ,przecież mi się podobał ,ale w taki sposób poznałam La Pulgę.
-Kolejna nowa zawstydzona urokiem Valdes'a? -zapytał ze śmiechem Leo
-Chyba tak ,on jest taki no.. chyba nie dla mnie.
-Jak nie dla ciebie ,jesteś śliczna ,utalentowana i zabawna jak widać.
-Hmmm...sama nie wiem. W ogóle to przepraszam za tą szopkę ,nazywam się Veronica ,ale możesz mówić mi Lira.
-Ja Leo ,ale wszyscy mówią La Pulga. No to skoro już jak mówisz Lira ,że miałaś ze mną pogadać ,to może  pójdziemy na jakieś lody czy coś? -zaproponował
-Ja mam lepszy pomysł ,pójdziemy pograć w piłkę. Co ty na to?
-Podoba mi się ten pomysł ,w końcu ktoś normalny.
-Ok ,to o 15 pod wejściem na Camp Nou.
I tak właśnie zaczęła się moja znajomość z Messim ,po prostu dzięki piłce nożnej poznałam wspaniałego człowieka ,który do dziś jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu.

I rozdział

Bohaterka główna:
Veronica "Lira" Armstrong
Bohaterzy drugoplanowi:
Cristiano Ronaldo,
Mesut Özil,
Dominika Müller,
Jola Richter,
Bastian Schweinsteiger,
Fatimire Bajramaj,
Lionel Messi,
Victor Valdes Arribas,
David Villa Sanchez,
Pep Guardiola,
Nicol Adler,
Victoria Hinz,
Victoria Tischler 
Alex Patrick,
Iirina Shayk,
Billy Joe Armstrong

 Urodziłam się w Monachium 28.04.1988r. rodzice (Monika ,Niemka i Peter ,Anglik) nadali mi imię Veronica ,w całości Veronica Armstrong. Tata zmarł kiedy miałam 7 miesięcy ,a mój brat Billy miał wtedy 3 lata. Mama przejęła firmę po tacie i zaczęła sama radzić sobie w życiu ,na nic nigdy nie narzekaliśmy ,gdyż wywodziliśmy się z zamożnej rodziny ,kiedy miałam 5 lat moja babcia Lorena zaprowadziła mnie na mój pierwszy trening w szkółce piłkarskiej Bayernu Monachium ,już na pierwszym treningu trenerzy widzieli we mnie potencjał ,wtedy jeszcze nie wiedziałem ,że stanę się jedną z najpiękniejszych postaci w historii damskiego football'u. Treningi odbywały się 4 razy w tygodniu o 16.30 ,ja przychodziłam wcześniej i zawsze wychodziłam ostatnia ,piłka nożna była dla mnie czymś więcej niż zwykłym sportem. Kiedy byłam na boisku ,byłam naprawdę sobą ,wtedy nie istniało dla mnie nic tylko ja i piłka ,zawsze mówiono na mnie "dziewczynka z słuchawkami" ,gdyż podczas każdego treningu miałam ze sobą słuchawki ,w których leciał polski rap lub mocniejsze kawałki angielskich i amerykańskich wokalistów. Czułam się zawsze jak jakiś odludek ,byłam jakaś inna od wszystkich ,moim jedynym przyjacielem był Bastian Schweinsteiger ,który mieszkał po sąsiedzku ,jak się później okazało Bastian również chodził do szkółki. Mając 11 lat mama wysłała mnie na casting do filmu o Harry'm Potterze ,czytałam pierwszą część była świetna ,chciałam zagrać Hermionę Granger i tak wyszło ,podbiłam serca wielu widzów ,później były kolejne filmy (m.in. "Opowieści z Narnii" ,Saga "Zmierzch" i wiele ,wiele innych) ,jak dla mnie aktorstwo było dla mamy ,natomiast dla mojej cioci projektantki był kolejny pomysł wysłali mnie do modelingu ,ale byłam za mała jak na modelkę ,zaledwie 164 cm. No ,ale na drugi dzień okazało się ,że chcą mnie jako foto-modelkę. Te pomysły mojej rodziny nigdy mi się nie podobały ,żyłam tylko piłką nożną ,nic więcej się nie liczyło. Jak miałam 12 lat spotykałam z Tomem Feltonem (Dracon Malfoy "Harry Potter") ,później coś tam jakieś pogłoski o Joe Slaughter (tancerz). W wieku 13 lat otrzymałam propozycję przejścia do szkółki La Masia w Barcelonie ,mama nie chciała mnie tam puścić jednak ja się uparłam i tam zaczęło się moje prawdziwe życie ,nowe życie...